Rok powstania — 1906, materiały — papier, tusz, gwasz, wymiary — 15,9 na 13,3 cm, Przechowywane w Muzeum Rosyjskim w Sankt Petersburgu.
Leon Bakst to znakomity grafik, scenograf i dekorator, pochodzący z białoruskiego Grodna, które obecnie nie jest tak powszechnie znane. Niemniej jednak jego praca zasługuje na szczególną uwagę. Tworzył scenografie i modele kostiumów do wielu przedstawień teatralnych wielkiego S. P. Djagilewa i jego baletu rosyjskiego, malował portrety znanych przedstawicieli świata sztuki — tancerza i choreografa V. F. Nizhinsky’ego, baletnicy Anny Pawłowskiej, kompozytora A. K. Cocteau, artysta I. I. Lewitan i wielu innych.
Złożona praca, pełna wielu postaci i detali, oddaje gwałtowny ruch, który nagle spadł pod deszcz różnych postaci, z których większość nawet nie wpasowała się w «kadr». Po prawej, za kamienną podporą, stoi kobieta w ciemnej sukience z bakłażana, której rąbek obnażył nogę. Z lewej strony brzegiem prześcieradła wykadrowana zostaje postać fantastycznego małego akrobaty w pasiastej czapce. Nieco dalej po niebieskawych stopniach schodów biegnie blondynka w czarnej sukience i pan z dużym, czarno-białym parasolem. Ale w tym chaosie, przesiąkniętym ukośnymi strumieniami deszczu i podmuchami wiatru, wyróżnia się dziewczyna w lśniących białych rękawiczkach i empirowej sukience, czapce i kobaltowych butach z wiązaniami na miarę początku XX wieku. Lekko pomaga jej okrągły jedwabny parasol do chodzenia — głęboki dekolt obszyty delikatną koronką, zmokła i przestała ukrywać kontury delikatnych piersi. Spódnica z przewiewnej tkaniny przyklejona do nogawek ze szczegółowymi miękkimi zakładkami. Niebieska peleryna poleciała na bok jak peleryna i powiewała za jego plecami. Gospodyni próbuje trzymać ją prawą ręką.
W ograniczonej gamie kolorystycznej mistrz był w stanie pozytywnie podkreślić wszystkie elementy koncepcji i pokazać złą pogodę w niecodziennej perspektywie i pięknie. Obraz można interpretować na różne sposoby, wydaje się nawet, że główną bohaterką jest piękna nimfa deszczowa.
Opis obrazu Leona Baksta «Deszcz»